Idzie kominiarz po drabinie, fiku miku – już w kominie… Stop! Miało być serio. Bo drabiny całkiem na poważnie z szop i podwórek trafiły na salony. I bardzo mi się trend podoba! Oczywiście nie wszędzie pasują. Ale z pewnością rozgoszczą się we wnętrzach skandynawskich, rustykalnych, z dużą ilością drewna, prostych. Najwięcej drabin widzę w łazienkach. Tam pełnią wdzięczną rolę wieszaka na ręczniki, szlafroki i myjki do mycia. Ale sporo drabin znajdziemy także w sypialniach. W oko wpadły mi szczególnie drabiniaste regały z ciut szerszymi półkami (można na nich trzymać książki, pudełka, kwiatki, figurki i co tam jeszcze wymyślicie).
Fajnym rozwiązaniem jest także wykorzystanie drabiny jako wieszaka w pokoju dziecka. Trzeba się wtedy pozbyć niektórych szczebelków, tak, żeby pomiędzy mieściły się ubranka malucha. Wygląda to na pewno uroczo, choć na dłuższą metę te mniej używane ciuszki mogą się trochę kurzyć. A co w drabinach jest jeszcze fajnego? Ano to, że łatwo taki wieszak/regał zrobić samemu. Jak? Wersję stabilną można wyczarować ze starej drabiny malarskiej pomalowanej na przykład na biało. Wersję „naturalną” i raczej tylko ozdobną można naprędce skonstruować ze znalezionych kijków splecionych mocno sznurkiem.
główne foto: H&M HOME
Same drabiny w domu mnie nie przekonują, jednakże w ogrodzie już bardziej. Mam ich sporo na mojej działce. Służą jako zielniki i pergole.